Odczucia mam ambiwalentne. Z jednej strony nie da się zaprzeczyć, że przedszkole ma wiele zalet - jest dużo przestrzeni, dobre wyposażenie, dobra organizacja, nauczyciele dbają o dzieci i widać że dyrekcja również pilnuje wielu rzeczy. Pod tymi względami jest bardzo dobrze - mam porównanie do trzech innych przeszkól - dwóch prywatnych i jednego państwowego. Podczas pandemii też organizacja była dobra.
Z drugiej strony, zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Moja córka przychodzi czasami do przedszkola między 8:30 a 10:00 (ja pracuję zdalnie, a moje żona w bardzo różnych godzinach, odwozi ją przed pracą właśnie). Dla przedszkola jest to w porządku (teoretycznie), o ile zadzwoni się do 8:30, że taka sytuacja będzie miała miejsce (kwestie organizacyjne) i tak właśnie robimy. Mimo tego, oboje z żoną odnosimy wrażenie, że pracownikom przedszkola jakoś trudno jest ten fakt (że przyprowadzamy dziecko nieregularnie) zaakceptować, przez co spotkamy się ze specyficznymi "spojrzeniami" lub nieprzyjemnymi/nieuprzejmymi komentarzami.
Dziś niestety nastąpiła kumulacja tego rodzaju nieprzyjemności. Ok 8:30 zadzwoniłem do przedszkola, aby zgłosić że moja córka będzie dziś później. Nie udało mi się dodzwonić, nikt nie odebrał. Następnie pojechaliśmy do lekarza, co było dość stresujące (jazda obwodnicą, szukanie miejsca parkingowego w centrum Gdyni, wykonywanie nieprzyjemnych/bolesnych testów alergicznych z nakłuwaniem skóry). Ok 10:30 dotarliśmy do przedszkola. Córka nie chciała wejść do sali, płakała (nic nadzwyczajnego u dzieci, tym bardziej po takich badaniach). Po czym nagle "wyskoczyła" z gabinetu Pani dyrektor, pytając co się dzieje. Moją odpowiedź, że córka nie chce wejść do sali skomentowała słowami "jak się przychodzi na ostatni moment, to tak to jest". W tej sytuacji ręce mi opadły - taki komentarz (szczególnie, że wygłoszony w obecności innych osób) odbieram jako pełen pogardy i kompromitujący. Wytłumaczyłem, że byliśmy u lekarza, natomiast nie zostało to zgłoszone, ponieważ nikt w przedszkolu nie odebrał telefonu. Pani dyrektor odpowiedziała, że "to nie możliwe", tłumacząc, że zawsze jest ktoś przy telefonie. Jako dowód (że to jednak możliwe), pokazałem historię połączeń w moim telefonie. Pani dyrektor (bez wyrazu refleksji/skruchy) chłodno poinformowała, żeby w takich sytuacjach należy dzwonić na drugi numer telefonu, który podany jest (podobno) na stronie internetowej przedszkola. I pięknie, dla Pani dyrektor wygląda na to, że wszystko jest ok, natomiast dla mnie nie, ponieważ w tej sytuacji poczułem się poniżony, mam wrażenie że jako rodzic jestem traktowany przez pracowników przedszkola jak jakiś degenerat (żona odbiera to tak samo). W konsekwencji, współpraca z przedszkolem staje się co raz bardziej nieprzyjemna - wynikałoby z tego bowiem, że dla przedszkola rodzic jest wrogiem. No cóż, niefajnie. Ale nie adresowałbym tego też mocno personalnie do P87 - to jest chyba po prostu odzwierciedlenie ogólnego poziomu kultury w naszym kraju, takie sytuacje są pewnie dość powszechne, ale pewnie każdy ma inny poziom wrażliwości. Szkoda, wielka szkoda.
Nie znaczy to, że przedszkola nie polecam, jak wspomniałem, wiele rzeczy oceniam bardzo dobrze. Może to po prostu kwestia personalna i my po prostu jesteśmy nielubianymi rodzicami, albo jesteśmy w Polsce i "taki mamy klimat".
pokaż więcej...