Człowiek przychodzi zgłosić przestępstwo i znaleźć pomoc, po czym dwukrotnie zostaje odesłany z kwitkiem „proszę wrócić za 3-5 godzin” bo nie ma wystarczającej liczby ludzi..
Oficer Dyżurny, chyba nie do końca trzeźwy, kazał mi zadzwonić na 112 ze znalezioną przeze mnie amunicją śniedziejącą 8mm. Zostałam na 112 wyśmiana i kazano mi to wywalić do zmieszanych. Rozmowa z panem dyżurnym do przyjemności nie należala (to po co kładła Pani rodzinę spać i teraz dzwoni? Nie było kiedy porządków robić?), ale przełknęłam. Mają chronić i służyć, bycie miłym nie jest konieczne. Ale sorry. Narażanie kogoś na mandat za bezsensowne wezwanie - to już przegięcie. Rozmowa miała miejsce o 23.47, 3.10.22. I rozumiem, że ktoś może mieć zły dzień. Ale jeśli nie potrafi tego opanować - proponuję zmienić robotę.
Złodziejskie mendy. Chwali się im fakt, że odwieźli mnie w stanie upojenia do domu i za to im dziękuję, ale w zamian zaopiekowali się moim portfelem!!!
Panowie policjanci pielęgnują w ofiarach syndrom sztokholmski- przychodzi poszkodowany i daje mu się odczuć, że albo coś kręci albo nic się nie stało i w zasadzie o co mu chodzi a może to on jest winien i sam się pobił? Że "nie mogą" przyjąć zgłoszenia. Nie interesuje ich los dzieci które były świadkiem zdarzenia i były roztrzęsione. Wstyd mi było dzieciom mówić jak działa policja...